Nie bardzo lubię tworzyć portrety, ale parę razy w życiu mi się zdarzyło. Ten powstał w czasach, gdy jeszcze chodziłam do szkoły i przedstawia mojego pradziadka, wbrew wybranej technice (ołówek) postać niezwykle barwną i z charakterem pamiętanym przez pokolenia... M. in. dlatego mój synek dostał jego imię.
sobota, 19 grudnia 2015
poniedziałek, 14 grudnia 2015
piątek, 11 grudnia 2015
Magnolie
Mają w sobie coś tajemniczego. Szkoda tyko, że kwitną tak krótko... Kojarzą mi się z ulotnością i przemijaniem. Czyli z czasem...
środa, 2 grudnia 2015
Róża z ciemności
Czasem jest tak, że człowiek gubi się, tonie w czarnych myślach. Kiedy bawisz się malowaniem, to co masz wewnątrz, w głowie, ujawnia się na płótnie. Nawet jeśli tego nie chcesz. A potem...
...potem, gdy wracasz do równowagi, wracają i kolory... Czasem trwa to dłużej, czasem krócej. Czerni nigdy nie da się całkowicie usunąć z naszego życia. Ważne, żeby pamiętać, że może być kontrastem; tłem, na którym jeszcze wyraźniej widać żywe barwy.
Jakoś tak patetycznie mi to dzisiaj wyszło ;)
niedziela, 29 listopada 2015
Niecierpki
Jest całe mnóstwo odmian tej rośliny. Bardzo je lubimy i każdego roku jakiś przedstawiciel gości u nas w dużych donicach. Kwitnie od wiosny do pierwszych przymrozków i sprawia, że świat jest jakiś ładniejszy. Nawiasem mówiąc, nazwa łacińska brzmi impatiens co mi się kojarzy raczej z angielskim słowem "impatience" czyli "niecierpliwość". Może dlatego go tak lubię ;) Kto mnie zna ten wie...
czwartek, 26 listopada 2015
niedziela, 22 listopada 2015
środa, 18 listopada 2015
wtorek, 10 listopada 2015
Kwitnąca jabłoń
Wiem, że listopad i szaro wokół, ale właśnie dlatego dzisiaj taki obrazek - ku wspomnieniu wiosny :)
piątek, 6 listopada 2015
Inni "domownicy"
Czasem na wybór tematu wpływa mój mąż :) Pod dachem naszego domu (w sensie: gdzieś pod dachówkami, nie wewnątrz) mieszkają dwie wróble rodziny. W ogrodzie słoneczniki przyciągają rozmaite ptactwo. Mąż uznał więc, że trzeba to jakoś uczcić. Stąd na drzwiach tarasowego pokoju pojawiły się dwa obrazki. Wyjątkowo, ponieważ pozostają na zewnątrz, malowane farbami olejnymi. Zazwyczaj używam akrylowych.
A poniżej ten sam obrazek, tylko przerobiony komputerowo. To była nasza e-kartka na Wielkanoc 2015.
wtorek, 3 listopada 2015
piątek, 30 października 2015
czwartek, 29 października 2015
Jesień...
Zamiast komentarza polecam fajny artykuł Piotra Stanisławskiego: dlaczego liście żółkną i czerwienieją?
wtorek, 27 października 2015
czwartek, 22 października 2015
Oczekiwanie
Często słyszę: dlaczego malujesz tylko kwiatki? Odpowiedź jest prosta: są cierpliwe ;) A serio, to czasem zajmują mnie i inne tematy. Na przykład ten portret oczekującej Funi (tak miała na imię nasza pierwsza bokserka) - któregoś wieczoru znalazłam zdjęcie, które ktoś jej zrobił gdy na mnie czekała. Kto potrafi tak czekać na człowieka?
poniedziałek, 19 października 2015
Jesienne winogrona
Lubię ten motyw, podoba mi się gra kolorów: od żółci poprzez zieleń, pomarańcz, czerwień liści po fiolet owoców. I światło... Ostatnie jesienne promienie słońca.
piątek, 16 października 2015
Jak powstaje amatorski obrazek?
...potem trochę więcej plam innych kolorów...
...potem wypełnienie między plamami innymi plamami, jeszcze innego koloru...
...potem dodanie kolejnych plam tam gdzie ich jeszcze brakuje...
...a na końcu dodaje się tylko cień i światło ;)
środa, 14 października 2015
Taki sobie obrazek
Bywa i tak, że obrazek się nie uda. Ten nie jest szczególnie porywający, ale mimo to jakoś go lubię. Kojarzy mi się z bajką. Coś z pogranicza realnego świata i tego trochę innego.
poniedziałek, 12 października 2015
Lilie
To jest obrazek, który mój mąż porwał zanim zdążyłam go dokończyć, i powiesił sobie na ścianie. Powiedział, że to już jego, że mam go nie dotykać i że nie odda - bo gdybym chciała skończyć tobym go zepsuła. Może i coś w tym jest...
piątek, 9 października 2015
czwartek, 8 października 2015
środa, 7 października 2015
Słonecznik
Wracasz z pracy z ciśnieniem pod kokardę (bo znów ktoś je podniósł) i planujesz się uspokoić przy malowaniu jasnego, pogodnego słonecznika. Czasem bywa jednak tak, że w miarę jak się uspokajasz, emocje przez pędzel spływają na płótno i w efekcie powstaje słonecznik, ale jakiś taki groźny (jak go określił mój mąż) albo wkurzony (jak określiła córka). Synek natomiast uważa, że jest coś niepokojącego w tym obrazie. Jakby coś w tle czaiło się i za chwilę miało wypaść stamtąd i przegryźć komuś gardło. To chyba przesada, niemniej to prawda, że tego dnia nie byłam w dobrym humorze...
wtorek, 6 października 2015
Amatorska pracownia
Fajnie, jak artysta - nawet amator -
ma jakąś pracownię. W moim starym domu istnieje sobie na strychu pokój
który - z różnych względów - nie był remontowany od wojny. Wystarczyło
przytargać tam dwa nieużywane fotele i materac który - prawdę mówiąc,
wszędzie tylko zawadzał - żeby zmienić to smutne pomieszczenie w
atelier. Koszt praktycznie zamknął się na dwóch małych poduszkach i
narzucie na materac. Cała reszta pochodzi z rodzinnego recyclingu...
Z domowej graciarni wyciągnęłam wszystkie reprodukcje i obrazki, które
nie zmieściły się na ścianach w pokojach na dole. Ustawiłam je na
podłodze pod ścianami, z tej prozaicznej przyczyny, że nie ma w tym
pokoju żadnych gniazdek na ścianach i nie chciałam, żeby było widać
przedłużacze.
Bardzo lubię tę moją pracownię. Jest takim wehikułem czasu. I jest -
wbrew surowym cegłom bardzo... ciepła. Wchodząc tam zostawia się stres
gdzieś na schodach. Nie wiemy ile tracimy w
plastikowo-szklano-metalowych sterylnych wnętrzach. Myślę, że jeśli
istnieje coś takiego jak dusza domu, to wygląda właśnie tak jak ten
pokój.
Wiosną i latem światła nie brakuje. Gorzej jest zimą, kiedy dni są
krótkie, a stojące lampy to trochę mało żeby malować. Wtedy przenoszę
się z twórczością na dół. Ale przy sztucznym świetle i tak kolory
wyglądają inaczej niż przy naturalnym. Nawet jeśli tego sztucznego
światła jest bardzo dużo.
To jest takie miejsce, do którego
można uciec, gdzie można schować się przed światem i oderwać się od
codzienności. Po prostu - moje miejsce na Ziemi...
No i wreszcie mam miejsce na wszystkie malarsko - rysunkowe akcesoria,
które wcześniej miałam porozrzucane w różnych szafach w domu, a których
trochę już mi się nazbierało.
Wracam tam...
Mój Dziadek był artystą. Może nie zrobił wielkiej kariery, mimo to jako dzieciak spędzałam mnóstwo czasu wpatrując się w płótna na których powstawały kolejne obrazki. Niewiele w rodzinie zostało obrazów które malował sam; w większości to rodzinne portrety wnuków - w tamtych czasach zarabiał raczej na malowaniu zamawianych reprodukcji. Gierymscy, Wyczółkowski, czasem Kossak, Van Gogh, Wyspiański, Grabar - sama ich malarstwo do dziś lubię najbardziej, ale bywały i inne zlecenia. Malował obrazy, dekorował wystawy, wnętrza lokali, kościoły; robił plakaty filmowe - a ja gdzieś tam pałętałam się zazwyczaj wszystkim pod nogami.
Nie pamiętam kiedy zaczęłam rysować. Nikt mnie tego właściwie nie uczył. To znaczy: nie uczył jakoś nachalnie. Zazwyczaj siedziałam obok Dziadka patrząc jak stawia kolejne kreski, kolejne plamy koloru; jak z chaotycznych barw na palecie i plamek na płótnie powstaje coś, co na moich oczach nabiera konkretnych kształtów. Czasem wtedy dawał mi blok i kredki, pisaki czy farby i pracowaliśmy razem, zawsze w ciszy. Nigdy nie krytykował i niczego nie sugerował. Nie chwalił też przesadnie, uśmiechał się tylko i kiwał głową. Potem, po latach, kiedy oboje z Babcią już nie żyli a ja byłam już dorosła, porządkując ich mieszkanie znalazłam teczkę, a w niej te moje "obrazki" starannie poukładane. To było jak powrót do przeszłości...
W dorosłym życiu nie miałam jakoś czasu na malowanie. Po wielu latach jednak kupiłam farby, gotowy, zagruntowany podkład i... znów odkryłam kolory świata... I spokój. Bo kiedy siadam do sztalugi, zanurzam się w tej samej ciszy i otacza mnie to samo ciepło, którego doświadczałam siedząc z Dziadkiem. Wracam tam...
Subskrybuj:
Posty (Atom)