obrazuje na FB

wtorek, 6 października 2015

Wracam tam...

Mój Dziadek był artystą. Może nie zrobił wielkiej kariery, mimo to jako dzieciak spędzałam mnóstwo czasu wpatrując się w płótna na których powstawały kolejne obrazki. Niewiele w rodzinie zostało obrazów które malował sam; w większości to rodzinne portrety wnuków - w tamtych czasach zarabiał raczej na malowaniu zamawianych reprodukcji. Gierymscy, Wyczółkowski, czasem Kossak, Van Gogh, Wyspiański, Grabar - sama ich malarstwo do dziś lubię najbardziej, ale bywały i inne zlecenia. Malował obrazy, dekorował wystawy, wnętrza lokali, kościoły; robił plakaty filmowe - a ja gdzieś tam pałętałam się zazwyczaj wszystkim pod nogami.
 
Nie pamiętam kiedy zaczęłam rysować. Nikt mnie tego właściwie nie uczył. To znaczy: nie uczył jakoś nachalnie. Zazwyczaj siedziałam obok Dziadka patrząc jak stawia kolejne kreski, kolejne plamy koloru; jak z chaotycznych barw na palecie i plamek na płótnie powstaje coś, co na moich oczach nabiera konkretnych kształtów. Czasem wtedy dawał mi blok i kredki, pisaki czy farby i pracowaliśmy razem, zawsze w ciszy. Nigdy nie krytykował i niczego nie sugerował. Nie chwalił też przesadnie, uśmiechał się tylko i kiwał głową. Potem, po latach, kiedy oboje z Babcią już nie żyli a ja byłam już dorosła, porządkując ich mieszkanie znalazłam teczkę, a w niej te moje "obrazki" starannie poukładane. To było jak powrót do przeszłości...
W dorosłym życiu nie miałam jakoś czasu na malowanie. Po wielu latach jednak kupiłam farby, gotowy, zagruntowany podkład i... znów odkryłam kolory świata... I spokój. Bo kiedy siadam do sztalugi, zanurzam się w tej samej ciszy i otacza mnie to samo ciepło, którego doświadczałam siedząc z Dziadkiem. Wracam tam...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz