obrazuje na FB

wtorek, 6 października 2015

Amatorska pracownia



Fajnie, jak artysta - nawet amator - ma jakąś pracownię. W moim starym domu istnieje sobie na strychu pokój który - z różnych względów - nie był remontowany od wojny. Wystarczyło przytargać tam dwa nieużywane fotele i materac który - prawdę mówiąc, wszędzie tylko zawadzał - żeby zmienić to smutne pomieszczenie w atelier. Koszt praktycznie zamknął się na dwóch małych poduszkach i narzucie na materac. Cała reszta pochodzi z rodzinnego recyclingu...


Z domowej graciarni wyciągnęłam wszystkie reprodukcje i obrazki, które nie zmieściły się na ścianach w pokojach na dole. Ustawiłam je na podłodze pod ścianami, z tej prozaicznej przyczyny, że nie ma w tym pokoju żadnych gniazdek na ścianach i nie chciałam, żeby było widać przedłużacze.

Bardzo lubię tę moją pracownię. Jest takim wehikułem czasu. I jest - wbrew surowym cegłom bardzo... ciepła. Wchodząc tam zostawia się stres gdzieś na schodach. Nie wiemy ile tracimy w plastikowo-szklano-metalowych sterylnych wnętrzach. Myślę, że jeśli istnieje coś takiego jak dusza domu, to wygląda właśnie tak jak ten pokój.
Wiosną i latem światła nie brakuje. Gorzej jest zimą, kiedy dni są krótkie, a stojące lampy to trochę mało żeby malować. Wtedy przenoszę się z twórczością na dół. Ale przy sztucznym świetle i tak kolory wyglądają inaczej niż przy naturalnym. Nawet jeśli tego sztucznego światła jest bardzo dużo.

To jest takie miejsce, do którego można uciec, gdzie można schować się przed światem i oderwać się od codzienności. Po prostu - moje miejsce na Ziemi...


No i wreszcie mam miejsce na wszystkie malarsko - rysunkowe akcesoria, które wcześniej  miałam porozrzucane w różnych szafach w domu, a których trochę już mi się nazbierało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz