obrazuje na FB

piątek, 30 października 2015

Malwy 2

Malwy w innej nieco odsłonie. Może bardziej bajkowej? Malwy są ciekawskie, bo zaglądają do okien :)

wtorek, 27 października 2015

czwartek, 22 października 2015

Oczekiwanie

Często słyszę: dlaczego malujesz tylko kwiatki? Odpowiedź jest prosta: są cierpliwe ;) A serio, to czasem zajmują mnie i inne tematy. Na przykład ten portret oczekującej Funi (tak miała na imię nasza pierwsza bokserka) - któregoś wieczoru znalazłam zdjęcie, które ktoś jej zrobił gdy na mnie czekała. Kto potrafi tak czekać na człowieka?

poniedziałek, 19 października 2015

Jesienne winogrona


Lubię ten motyw, podoba mi się gra kolorów: od żółci poprzez zieleń, pomarańcz, czerwień liści po fiolet owoców. I światło... Ostatnie jesienne promienie słońca.


piątek, 16 października 2015

Jak powstaje amatorski obrazek?

 To całkiem proste. Najpierw jest czyste płótno i pomysł. Potem szkic i kilka plam koloru...


...potem trochę więcej plam innych kolorów...
 

...potem wypełnienie między plamami innymi plamami, jeszcze innego koloru...


...potem dodanie kolejnych plam tam gdzie ich jeszcze brakuje...


...a na końcu dodaje się tylko cień i światło ;)


środa, 14 października 2015

Taki sobie obrazek

Bywa i tak, że obrazek się nie uda. Ten nie jest szczególnie porywający, ale mimo to jakoś go lubię. Kojarzy mi się z bajką. Coś z pogranicza realnego świata i tego trochę innego.

poniedziałek, 12 października 2015

Lilie

To jest obrazek, który mój mąż porwał zanim zdążyłam go dokończyć, i powiesił sobie na ścianie. Powiedział, że to już jego, że mam go nie dotykać i że nie odda - bo gdybym chciała skończyć tobym go zepsuła. Może i coś w tym jest...

piątek, 9 października 2015

czwartek, 8 października 2015

środa, 7 października 2015

Słonecznik


Wracasz z pracy z ciśnieniem pod kokardę (bo znów ktoś je podniósł) i planujesz się uspokoić przy malowaniu jasnego, pogodnego słonecznika. Czasem bywa jednak tak, że w miarę jak się uspokajasz, emocje przez pędzel spływają na płótno i w efekcie powstaje słonecznik, ale jakiś taki groźny (jak go określił mój mąż) albo wkurzony (jak określiła córka). Synek natomiast uważa, że jest coś niepokojącego w tym obrazie. Jakby coś w tle czaiło się i za chwilę miało wypaść stamtąd i przegryźć komuś gardło. To chyba przesada, niemniej to prawda, że tego dnia nie byłam w dobrym humorze...

wtorek, 6 października 2015

Amatorska pracownia



Fajnie, jak artysta - nawet amator - ma jakąś pracownię. W moim starym domu istnieje sobie na strychu pokój który - z różnych względów - nie był remontowany od wojny. Wystarczyło przytargać tam dwa nieużywane fotele i materac który - prawdę mówiąc, wszędzie tylko zawadzał - żeby zmienić to smutne pomieszczenie w atelier. Koszt praktycznie zamknął się na dwóch małych poduszkach i narzucie na materac. Cała reszta pochodzi z rodzinnego recyclingu...


Z domowej graciarni wyciągnęłam wszystkie reprodukcje i obrazki, które nie zmieściły się na ścianach w pokojach na dole. Ustawiłam je na podłodze pod ścianami, z tej prozaicznej przyczyny, że nie ma w tym pokoju żadnych gniazdek na ścianach i nie chciałam, żeby było widać przedłużacze.

Bardzo lubię tę moją pracownię. Jest takim wehikułem czasu. I jest - wbrew surowym cegłom bardzo... ciepła. Wchodząc tam zostawia się stres gdzieś na schodach. Nie wiemy ile tracimy w plastikowo-szklano-metalowych sterylnych wnętrzach. Myślę, że jeśli istnieje coś takiego jak dusza domu, to wygląda właśnie tak jak ten pokój.
Wiosną i latem światła nie brakuje. Gorzej jest zimą, kiedy dni są krótkie, a stojące lampy to trochę mało żeby malować. Wtedy przenoszę się z twórczością na dół. Ale przy sztucznym świetle i tak kolory wyglądają inaczej niż przy naturalnym. Nawet jeśli tego sztucznego światła jest bardzo dużo.

To jest takie miejsce, do którego można uciec, gdzie można schować się przed światem i oderwać się od codzienności. Po prostu - moje miejsce na Ziemi...


No i wreszcie mam miejsce na wszystkie malarsko - rysunkowe akcesoria, które wcześniej  miałam porozrzucane w różnych szafach w domu, a których trochę już mi się nazbierało.

Wracam tam...

Mój Dziadek był artystą. Może nie zrobił wielkiej kariery, mimo to jako dzieciak spędzałam mnóstwo czasu wpatrując się w płótna na których powstawały kolejne obrazki. Niewiele w rodzinie zostało obrazów które malował sam; w większości to rodzinne portrety wnuków - w tamtych czasach zarabiał raczej na malowaniu zamawianych reprodukcji. Gierymscy, Wyczółkowski, czasem Kossak, Van Gogh, Wyspiański, Grabar - sama ich malarstwo do dziś lubię najbardziej, ale bywały i inne zlecenia. Malował obrazy, dekorował wystawy, wnętrza lokali, kościoły; robił plakaty filmowe - a ja gdzieś tam pałętałam się zazwyczaj wszystkim pod nogami.
 
Nie pamiętam kiedy zaczęłam rysować. Nikt mnie tego właściwie nie uczył. To znaczy: nie uczył jakoś nachalnie. Zazwyczaj siedziałam obok Dziadka patrząc jak stawia kolejne kreski, kolejne plamy koloru; jak z chaotycznych barw na palecie i plamek na płótnie powstaje coś, co na moich oczach nabiera konkretnych kształtów. Czasem wtedy dawał mi blok i kredki, pisaki czy farby i pracowaliśmy razem, zawsze w ciszy. Nigdy nie krytykował i niczego nie sugerował. Nie chwalił też przesadnie, uśmiechał się tylko i kiwał głową. Potem, po latach, kiedy oboje z Babcią już nie żyli a ja byłam już dorosła, porządkując ich mieszkanie znalazłam teczkę, a w niej te moje "obrazki" starannie poukładane. To było jak powrót do przeszłości...
W dorosłym życiu nie miałam jakoś czasu na malowanie. Po wielu latach jednak kupiłam farby, gotowy, zagruntowany podkład i... znów odkryłam kolory świata... I spokój. Bo kiedy siadam do sztalugi, zanurzam się w tej samej ciszy i otacza mnie to samo ciepło, którego doświadczałam siedząc z Dziadkiem. Wracam tam...